wtorek, 8 maja 2012

Alojzy

Idziemy Pogonką, już za tym biednym sklepikiem, już za różowym bzem. Naszym celem jest rynek - a na nim trafika i cukiernia, ach, te drobne, rodzinne słabości.
Naprzeciwko - dzieci z matką, trójka.
Dziewczynka rzuca na chodnik worki z kapciami, plecaki, trampki wypadają w kurz.
- Alojzy, sam sobie nieś swój worek! - krzyczy.
Patrzę, co będzie dalej, bo Alojzy nawet się nie odwraca, przyglądam się chudej i spiętej matce, staram się ją lubić i telepatycznie zagrzać do akcji, no do dzieła, niech Alojzy niesie swój worek!
- DEBILU! - wrzeszczy matka - co narobiłaś! Bierz to!


Nie ma szans na żadną zmianę, nie ma nawet żeńskich końcówek, jest tylko bunt małej dziewczynki i lot trampek w zakurzonym powietrzu.

niedziela, 6 maja 2012

tam, i z powrotem

mijasz miliony osamotnionych domów i dróg rozmiękłych deszczem.


zapalasz światło w przedziale, to cud, że jeszcze są przedziały a nie wyłącznie
te szklane pudełka na ludzi,


w których czujesz aż do zachodniej rzygi z widzewa.


jest piękna mgła.
kiedy dotykasz twarzą do brudnej szyby, dłonią osłaniasz oczy, widok za oknem staje się całym twoim światem, może w ogóle całym światem.


palenie tylko za tymi drzwiami - mówi konduktor pokazując drzwi, rozmazany pejzaż za nimi, do dziewczyny która zionąc dymem wychodzi z toalety


impresjoniści widzieli świat dokładnie tak jak ty go widzisz - cały czas przez brudną szybę pędzącego pociągu