Tak zimno, że aż się palić nie chce.
Ledwie się wyjdzie, a już się wraca.
Dziewczyny w bramie palą, pies czeka aż skończą, już wysiusiany.
Pety bielą się w kurzu, niczym zęby jakiegoś nieudacznego ogra.
czwartek, 29 marca 2012
wtorek, 27 marca 2012
jak nie ma nic
Dzisiaj palimy z Ewą tytoń chesterfielda i lakistrajki czerwone.
Ewa zwija maleńkie anorektyczne papieroski, piękne, precyzyjne.
Sąsiedzi zwijają tytoń wydłubany z wypalonych papierosów, taki resajkling popielniczki.
Taki tytoń-śmieciuch śmierdzi, jest smutny, gryzie w oczy.
Nie mam odwagi spróbować.
Ewa zwija maleńkie anorektyczne papieroski, piękne, precyzyjne.
Sąsiedzi zwijają tytoń wydłubany z wypalonych papierosów, taki resajkling popielniczki.
Taki tytoń-śmieciuch śmierdzi, jest smutny, gryzie w oczy.
Nie mam odwagi spróbować.
Ostatni
Najważniejszy papieros to ten ostatni.
Celebracja.
Ostatni papieros tej nocy - pomieszane resztki różanego tytoniu z casablancą.
Jest makabrycznie zimno, jak na koniec marca.
Pod balkonem przechodzi jeden z moich ulubionych żulaninów, z długą brodą, o kuli, niczym pokiereszowany święty Mikołaj, smutny i pokrzywiony.
Nie jest podobny do Mikołaja z Warszawy, tego od gazety pisanej przez bezdomnych; mimo brody, mimo biedy. Może to jakaś inna bieda, bardziej smutna i pokrzywiona, może bardziej samotna.
Podnosi niedopałek z chodnika i można by powiedzieć, że palimy razem, ale przecież wcale tak nie jest.
Muszę wymyślić jakieś razem, w którym mieściłabym się ja ze swoim różanym tytoniem i smutny pan z rozmokłym już lekko kiepem.
Podnoszę rozmokłego lekko kiepa z wczorajszej nocy - wanilia i wiśnia, mięta i wiosna.
W ustach poza dziwną wilgocią, dziwną goryczą - nic, nic co smakowałoby obcą śliną, piaskiem z chodnika, brudem.
Nie ma żadnego razem, jest ostatni papieros, a potem spać.
Celebracja.
Ostatni papieros tej nocy - pomieszane resztki różanego tytoniu z casablancą.
Jest makabrycznie zimno, jak na koniec marca.
Pod balkonem przechodzi jeden z moich ulubionych żulaninów, z długą brodą, o kuli, niczym pokiereszowany święty Mikołaj, smutny i pokrzywiony.
Nie jest podobny do Mikołaja z Warszawy, tego od gazety pisanej przez bezdomnych; mimo brody, mimo biedy. Może to jakaś inna bieda, bardziej smutna i pokrzywiona, może bardziej samotna.
Podnosi niedopałek z chodnika i można by powiedzieć, że palimy razem, ale przecież wcale tak nie jest.
Muszę wymyślić jakieś razem, w którym mieściłabym się ja ze swoim różanym tytoniem i smutny pan z rozmokłym już lekko kiepem.
Podnoszę rozmokłego lekko kiepa z wczorajszej nocy - wanilia i wiśnia, mięta i wiosna.
W ustach poza dziwną wilgocią, dziwną goryczą - nic, nic co smakowałoby obcą śliną, piaskiem z chodnika, brudem.
Nie ma żadnego razem, jest ostatni papieros, a potem spać.
poniedziałek, 26 marca 2012
Tylko wiosną tak pięknie gniją kamienice
Zapach dymu miesza się z zapachem wilgotnego muru.
Dym : casablanca waniliowo-wiśniowa plus miętowa gilza. To smak zatrutego cukierka, smak żelkowego misia, który zdążył dorosnąć i zgorzknieć, nigdy nie znając nic poza lękiem przed miażdżącymi go zębami.
Kot zagląda do popielniczki, jeszcze chwila a wróci tu życie, zaczną drzeć się ptaki. Teraz jestem tu tylko ja.
Dym : casablanca waniliowo-wiśniowa plus miętowa gilza. To smak zatrutego cukierka, smak żelkowego misia, który zdążył dorosnąć i zgorzknieć, nigdy nie znając nic poza lękiem przed miażdżącymi go zębami.
Kot zagląda do popielniczki, jeszcze chwila a wróci tu życie, zaczną drzeć się ptaki. Teraz jestem tu tylko ja.
Subskrybuj:
Posty (Atom)