piątek, 20 kwietnia 2012

poganie

chłopcy rozpalili ognisko z liści na Pogonce


gdyby nie rzucali qrwami co sekundę sekundowałabym im w tym niespecjalnie rozsądnym koncepcie
wygląda to pięknie


wygląda zupełnie inaczej niż zwykłe pijackie ponure posiadówki smętne i bez perspektyw no future no limits


i chłopcy też dziś inni,
poganie celebrujący swoje odurzające napoje męskie inicjacje energię wiosny
o ile tylko patrzysz na nich w słuchawkach na uszach, z dobrze dobraną ścieżką dźwiękową

wtorek, 17 kwietnia 2012

powtarzalność

powtarzalność porażki.


od rana rąbią drzewo, to największe. umarło od środka. teraz rąbią je na kawałki, facet z piłą tarczową odpoczywa przy fajku, ja sobie zatem też zapalę i idę dowiedzieć się co i  jak. może chcą wszystkie drzewa wyciąć, wszystko zalać betonem, mnie też, i te dzieciaki, które znów bawią się styropianem biegając między psimi kupami.


Kobieta z siekierą wyciera ręce w dżinsy i tłumaczy mi jak to było z tym drzewem, jak to drzewa gniją i jak bardzo z zewnątrz nie widać, aż całkiem spróchniałe stoi i udaje, że żyje.


Częstuję ja papierosem, lakistrajkiem z pstryczką, ale nie chce.
Weźmie za to drzewo, już porąbane, będzie do pieca na zimę.


Przynajmniej komuś się przyda, mówię, jakby nie było pani potrzebne, ktoś inny by zabrał do piwnicy, przynajmniej tyle.


nikt by nie zabrał, bo za to trzeba płacić - tłumaczy mi kobieta z siekierą.
Jest tak - musi zapłacić miastu za drzewo, które było do ścięcia i do ścięcia którego wynajęto ją za grosze.
ależ to głupie- dziwuję się
na co ona uśmiecha się tylko i znowu bierze siekierę.

sobota, 14 kwietnia 2012

egipcjanin sinuhe

o ile dobrze pamiętam egipcjanin sinuhe nigdy niczego nie palił. no, może świątynne kadzidło.


za to mi trudno wspominać jego historię bez papierosa
w wyobraźni dorysowywuję zmiętego skręta w usta nie istniejącego skryby
gdy stoi nad własnoręcznie wykopanym grobem biednych rodziców
samotny i pełen poczucia winy śmierdzącej jak woda w dawno zapomnianym akwarium


kiedy jest tak źle, że nawet nie ma już łez
można przynajmniej zapalić


nie to, żeby robiło się lepiej


P.S.
Nanę opuszczoną przez kochających jedynie jej urodę i sukces "przyjaciół" też wyobrażam sobie obsypująca gruźlicze, zgniłe od brudu, łoże popiołem, może z papierosa, może z takiego skręta, jaki właśnie palę

piątek, 13 kwietnia 2012

miłość w czasach lombardów

w nocy wraca się enką przez ulicę kościuszki, stoi owa enka chwilę na zielonej i to jest ten moment doby, kiedy wszystko dopełnia się.


wraca się zatem, powietrze przesiąknięte własnymi i cudzymi papierosami, zapachem wgryzionym w dżinsy i kurtki; piękne kwiaty wpięte w wysoki kok umalowanej nastolatki też śmierdzą szlugami.


kasownik zepsuty. jest sennie, więc niektórzy śpią, zwinięci w zmęczone alkoholem kule.


wsiada dziewczyna chuda i nerwowa, neurotyczna dziecinna buzia, jak to w czasach salander. dziewczyna rozmawia przez telefon zaczepnym, blacharskim głosem, tonem wyuczonym od kolegów stojących w bramach limanki.


rzuca się na fotel, a za nią wsiada koleś, ciemny i długorzęsy, zapach żywej popielniczki, piwo w dłoni, bury dres.
rozgląda się nieco mętnie, szuka sobie miejsca, ale nagle zauważa JĄ
i zaczyna się tak jak to zwykle : czy pani jest tu sama, czy mogę się dosiąść, dokąd jedziesz dziewczyno, czy napijesz się piwa


przysypiam wpatrując się w deszcz


pięć minut później słyszę
- nie mam kasy na działkę, dlatego nie pojadę - mówi ona z lekką, zmęczoną wściekłością
- no kurwa i co dziewczyno, będziesz się tak trząść? - unosi się on z czułością tak ogromną, że czuję ją aż tu, dwa fotele dalej
- tego telefonu nie mogę rozumiesz będzie mi kurwa potrzebny- tłumaczy przeglądając zawartość kieszeni - ale to to mi w każdym lombardzie przyjmą, no jedźmy
ona usmiecha się niepewnie, broni się przed takim poświęceniem, on obejmuje ją opiekuńczym gestem


wysiadam na moim zalanym deszczem przystanku, idę środkiem kałuży drogą, na której nie spotkałam nigdy nikogo poza własnym odbiciem w szybach dawno zamkniętych sklepików
palę papierosa zamkniętego w dłoni i zastanawiam się
czy uda im się znaleźć lombard o tej porze

piątek, 6 kwietnia 2012

palenie rekreacyjne

nic już się nie suszy w łazience, pełna świąteczna hipokryzja, poupychane po szafach
naleję sobie wrzątku do wanny i zapalę,
tym razem tytoń czekoladowy


na blacie cynamonowe świeczki
na półce zamiast czterdziestu oplutych mydłem opakowań po żelach album Gigera, na co dzień przykryty ręcznikiem, saszetkami po pilingu, milionami dupereli


a może nie wejdę wcale do tej wanny tylko narobię skrętów i pójdę oglądać pełnię