piątek, 13 kwietnia 2012

miłość w czasach lombardów

w nocy wraca się enką przez ulicę kościuszki, stoi owa enka chwilę na zielonej i to jest ten moment doby, kiedy wszystko dopełnia się.


wraca się zatem, powietrze przesiąknięte własnymi i cudzymi papierosami, zapachem wgryzionym w dżinsy i kurtki; piękne kwiaty wpięte w wysoki kok umalowanej nastolatki też śmierdzą szlugami.


kasownik zepsuty. jest sennie, więc niektórzy śpią, zwinięci w zmęczone alkoholem kule.


wsiada dziewczyna chuda i nerwowa, neurotyczna dziecinna buzia, jak to w czasach salander. dziewczyna rozmawia przez telefon zaczepnym, blacharskim głosem, tonem wyuczonym od kolegów stojących w bramach limanki.


rzuca się na fotel, a za nią wsiada koleś, ciemny i długorzęsy, zapach żywej popielniczki, piwo w dłoni, bury dres.
rozgląda się nieco mętnie, szuka sobie miejsca, ale nagle zauważa JĄ
i zaczyna się tak jak to zwykle : czy pani jest tu sama, czy mogę się dosiąść, dokąd jedziesz dziewczyno, czy napijesz się piwa


przysypiam wpatrując się w deszcz


pięć minut później słyszę
- nie mam kasy na działkę, dlatego nie pojadę - mówi ona z lekką, zmęczoną wściekłością
- no kurwa i co dziewczyno, będziesz się tak trząść? - unosi się on z czułością tak ogromną, że czuję ją aż tu, dwa fotele dalej
- tego telefonu nie mogę rozumiesz będzie mi kurwa potrzebny- tłumaczy przeglądając zawartość kieszeni - ale to to mi w każdym lombardzie przyjmą, no jedźmy
ona usmiecha się niepewnie, broni się przed takim poświęceniem, on obejmuje ją opiekuńczym gestem


wysiadam na moim zalanym deszczem przystanku, idę środkiem kałuży drogą, na której nie spotkałam nigdy nikogo poza własnym odbiciem w szybach dawno zamkniętych sklepików
palę papierosa zamkniętego w dłoni i zastanawiam się
czy uda im się znaleźć lombard o tej porze

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz